Kim jestem i skąd wzięło się Hellboy's Garage

Na imię mam Michał. Mam już 4 z przodu, wspaniałą żonę i trójkę dzieci, więc jestem dumnym beneficjentem Karty Dużej Rodziny.

Samochody w moim życiu były od zawsze, zaczynałęm jako berbeć w wózku - od liczenia zdezelowanych Maluchów na parkingu przy osiedlu z wielkiej płyty, czym doprowadzałem do szału moją mamę, bo potrafiłem to robić godzinami. Przez kolekcjonowanie "historyjek" z gumy turbo i liczenie, że w końcu trafię moją wymarzoną Mazdę Rx7. Ściany mojego pokoju zdobiły plakaty Zizou, tego właściwego Ronaldo i niezliczone postery samochodów wszelakich.

Wejście w dorosłość to natychmiastowe prawko i najpierw "pożyczanie" rodzinnego Peugeota 205, potem gdy rodzice zauważyli, że ilekroć zatankują do pełna, to za każdym razem następnego poranka świeci się rezerwa - pierwszy własny samochód. Masz i sobie tankuj sam. Do dziś miło wspominam, piękny to był wóz - sprowadzony w latach 90 - jako składak, po fajnym dzwonie. Nie było na nim chyba elementu, którego nie pokrywałaby gruba warstwa szpachli. Takie czasy.

Lata leciały, skończyłem szkołę, potem studia. Pracowałem w przeróżnych miejscach. Samochody ze mną były cały czas, co pół roku nowy. Może nowy to zbyt dużo powiedziane - po prostu inny.

Nastał czas gdy trzeba się było ustatkować, miałem niezłą robotę - dużo ode mnie zależało, miałem niemalże wolną rekę. Mogłem rozpoczynać własne projekty i obserwować ich efekty. Pojawiły się też pierwsze ekstra pięniądze. Ekstra - czyli takie, których nie przejadałem od razu.

Pojawił się też pomysł - kupię auto, pojeżdżę chwilę i sprzedam. Może się uda zarobić, a jak się uda to może więcej niż na lokacie. Był 2012 albo 2013 rok. Jak pomyślałem tak zrobiłem - wsiadłem w samolot i poleciałem do Holandii. Kupiłem Passata B6, którego w trzy dni sprzedałem na giełdzie. To był pierwszy samochód na którym zarobiłem i mentalne podwaliny pod Hellbo's Garage.

Sama firma powstała niedługo potem. Sprzedałem Passata, sprzedałem jeszcze ze trzy auta i zrozumiałem, że po pierwsze - ludzie chcą kupować niekombinowane samochody, a po drugie, że to jest to co ja chcę robić w życiu. Że to nie jest dla mnie praca tylko zajawka.

Kolejny rok to praca na dwa etaty. Jeden, który zapewniał mi po prostu byt i niezłe pieniądze ale traktowałem to jako po prostu robotę. Drugi etat to Hellboy's - czyli pasja i radość. Najpierw było jedno auto, potem dołożyłem drugie. Po roku gdy już miałem trzy auta, zrozumiałem, że to nie jest tylko to co chcę robić - ale przede wszystkim to co robić będę.

Zrezygnowałem z dobrze płatnego zajęcia, żeby 100% poświecić temu co kocham. Nie wiedziałem jak będzie ale wiedziałem, że jak nie sprobuję to będę żałował. I nie chodzi tu o kasę, tylko o fun, o pasję i życie na własnych warunkach.

Dziś po ponad 10 latach od kiedy postanowiłem zaryzykować - nie żałuję niczego. Zwiedziłem pół Europy, kilkaset tysięcy kilometrów za kółkiem. Poznałem setki fantastycznych ludzi. Sprowadziłem i sprzedałem pewnie ponad tysiąc aut. Oczywiście nie zawsze wszystko wychodziło, nie każde auto było idealne, popełniłem pewnie sporo błedów - to normalne. Po tej dekadzie nic się nie zmieniło - nadal robię to co kocham.

I nigdy nie sprzedałem mojej zasady, którą obiecałem sobie dotrzymywać zawsze..

..że będę sprzedawał takie auta, jakimi sam chciałbym jeździć.